Serwis został zoptymalizowany dla
rozdzielczości 6144x4096 oraz niższych:
do 1920x1080 stosowanych w zegarkach
ręcznych i motopompach drugiej klasy
REKLAMA
Trzeba się było nie ubezpieczać ::wydarzenia:: 29.12.2062 by Red_81
Jeden z wielu domków letniskowych dotkniętych katastrofą ubezpieczenia
Światem rządzi kilka naprawdę prostych zasad, które każdy z nas zna intuicyjnie od urodzenia lub też uczy się ich już za pierwszym razem, gdy tylko ma z nimi styczność. Na przykład: „Nigdy nie pij na czas z Rosjanami” czy „Przed zapięciem rozporka upewnij się, że uprzednio schowałeś do środka wszystko co powinieneś”. Proste i oczywiste, prawda? Jedną z takich zasad jest też to, że wielkie inwestycje infrastrukturalne nieodmiennie powodują jakieś większe lub mniejsze (przeważnie wręcz monstrualne) problemy dla zwykłych mieszkańców. Oczywiście nastanie Wielkiej Rzeczypospolitej i charakterystycznej dla niej wzorowej organizacji pracy sprawiło, że zasada owa została nieco zapomniana, ale natury wszechświata jednak nie da się tak całkowicie oszukać.
Nie tak dawno na placu „odbudowy” południowej części kontynentu afrykańskiego byliśmy świadkami żenujących scen, związanych z próbą zawyżenia kosztów inwestycji. Dziś te wspomnienia powoli ulatują w niepamięć, a tani i świetnej jakości beton leje się pod płytami tektonicznymi strumieniami. Zapał budowlańców w korygowaniu położenia kontynentu ma jednak i swoje ciemne strony, które ujawniły się kilka dni temu.
- Woda, urwał nać, wszędzie woda – denerwuje się pan Zenon, emerytowany nauczyciel z Milanówka, spędzający jesień swojego życia na zasłużonym wypoczynku w daczy w Prowincji Sudan.
To prawda. Oczom naszego reportera ukazuje się domek letniskowy Pana Zenona do połowy wysokości zalany przez wody Szelfu Zimabwiańskiego. Woda jednak może byłaby jeszcze zaakceptowania przez szacownego emeryta, jednak związane z całą sytuacją słowa Ministra Dobrobytu przyprawiły go już o atak białej gorączki.
- Trzeba się było nie ubezpieczać – cytuje na nasz rozmówca. – Dobrze patałachowi tak mówić. Mądrala jeden. Jak kupowałem ten dom, to do najbliższego morza było kilka tysięcy kilometrów, najbliższa rzeczułka, szerokości strugi szczyn podpitego studenta, o jakieś pięćdziesiąt kilometrów z kawałkiem, opadów deszczu właściwie brak. No tylko głupi by się od powodzi nie ubezpieczył i nie odciążyłby tą składką domowego garbu budżetowego. Skąd miałem przewidzieć ten kataklizm? Co ja teraz – pod koniec złość przechodzi w płacz – zrobię z tymi milionami z ubezpieczenia?
Z podobnym problemem borykają się setki mieszkańców wąskiego pasa nowopowstałego wybrzeża. Część z nich, aby uniknąć spotkania z krążącymi po okolicy z teczkami pełnymi pieniędzy przedstawicielami firm ubezpieczeniowych, od kilku dni koczuje w okolicznych zaroślach, licząc, że sprawa... nomem omen... przyschnie.
Niefortunna uwaga w sprawie ubezpieczeń nie umknęła uwadze Pałacu Naczelnikowskiego. Już kilka godzin po wypowiedzi Ministra Dobrobytu, rzecznik prasowy Naczelnika starał się załagodzić jakoś jej ton.
- Pierwszy Obywatel Najjaśniejszej Wielkiej Rzeczypospolitej jest oczywiście myślami z ubezpieczonymi i nakazał podjąć natychmiast prace, mające na celu znalezienie sposobu aby jakoś ulżyć im w tej sytuacji. Na ten moment jednak najważniejsze dla nas jest to, że nikomu tak naprawdę nic się nie stało. W wyniku powodzi zaginęły tylko dwie kury, koza i należąca do trzyletniej Zuzi świnka morska imieniem Pan Serdelek.
Nie wszyscy jednak powódź wspominać będą tak traumatycznie jak garstka nadgorliwych, ubezpieczających się od każdej możliwej ewentualności, mieszkańców, którą opisywaliśmy do tej pory. Na przykład Pan Wacław, który ubezpieczenia nie wykupił, teraz z szerokim uśmiechem rozmawia z nami, płynąc przez pokój gościnny na dmuchanym pontonie.
- Zawsze chciałem mieć wewnątrz domu basen, ale jakoś nigdy nie miałem czasu się tym zająć. Dziękuję Hydrobudowie za ten niespodziewany prezent. Pieniądze za wykonanie basenu wyślę im przekazem jak tylko kupię sobie jacht, żeby móc dopłynąć na najbliższą pocztę.
Piękne i jakże polskie, w pełni pozytywne podejście do tematu, nieprawdaż?
PS.
Tych wszystkich, którzy od dobrych kilku chwil nie mogli skupić się na czytanym tekście, zamartwiając się o los Pana Serdelka, pragniemy uspokoić – po trwającej kilka dni i zakrojonej na szeroką skalę akcji poszukiwawczej, dziś rano fregata atomowa ORP „Sahara” podjęła na pokład dryfującego na kawałku deski rozbitka, który w ciągu kilku minut został przetransportowany na pokład, biorącego również udział w akcji, pływającego szpitala polowego ORP „Doktor Judym”. Szczegółowe i w pełni refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia Totalnego badania potrwają jeszcze prawdopodobnie kilka dni, jednak już teraz lekarze oceniają stan zdrowia pacjenta jako dobry. Najprawdopodobniej niedługo będzie mógł więc wrócić do tęskniącej za nim właścicielki.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:9.6 | oddanych głosów:31)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.