CHŁOPI 2054
cykl autorski obywatela
Blase
Chłopi 2054: Wiosna
Hej, wysoko ci
u nas stanęła technika, wysoko...
Stary Jędruś wyszedł właśnie ze swojej chaty. Przeciągnął
się, spojrzał na wschodzące słońce i powiedział:
- Piękny dzionek mamy dzisiaj!
Szybko wskoczył w spodnie i ruszył do roboty. W drodze do
obory spotkał sąsiada, Zygmunta.
- Pochwalony!
- Na wieki wieków! Co to, siew dzisiaj będzie?
- Ano, to już wiosna drogi sąsiedzie. Trza się wziąć do
pracy.
- Ta. U mnie to szybko pójdzie. Bo ja mam małe pole, 700
hektarów tylko.
- U mnie będzie ino z 1500 albo i wincej... Nie wim
dokładnie, bo te smutne pany od ministra mi nie powiedziały.
- Do do widzenia, drogi panie!
- Do widzenia, do widzenia...
Jędruś otworzył drzwi do obory. Traktory, kombajny,
siewniki. I stara, poczciwa mućka, zmodyfikowana genetycznie
i wtóry raz sklonowana, podłączona do dojarki.
- Hej, krasula. Cosik mało mleka dzisiaj dałaś... – Jędrek
pokiwał głową i zabrał baniak.
Zostawił mleko pod domem i uruchomił siewnik. Wyjechał z
rykiem silnika z obory budząc wszystkich okolicznych
rolników i płosząc kury pana Mariana. Na liczniku 250km/h.
Stanowczo za mało*. Jędruś wcisnął jeszcze pedał gazu.
Jedziemy!
W pół godziny zaorał i zasiał 1500 hektarów pola. Jeszcze
kilka okrążeń ponad wsią, tak dla fasonu, i lądujemy pod
oborą. Zaparkował siewnik, poklepał jeszcze krowę po plecach
i wrócił do domu. Zrazu wszedł do internetu i ściągnął sobie
hitowe muzyczki ludowe. Na wiejską dyskotekę będą w sam raz,
tylko od Grześka trzeba pożyczyć sprzęt audio i te głośniki
500000 watowe, pomyślał. Nagle ujrzał dość dziwny banner.
- A co to? – rzekł sam do siebie. – Wie... Wielka...
Wielkarzeczpospolita. Ciekawe...
Następne kilka godzin spędził na oglądaniu tajnych akt
Archiwum Rządowego i grając w „Lwy Macierzy”. Dopiero teraz
zdał sobie sprawę, w jakich czasach przyszło mu żyć.
Lecz nagle sielanka skończyła się, gdy jego żona, Wiesia,
skończyła gotować obiad.
- Jędrek, przestał byś się obijać. Obiad na stole! A co ty w
ogóle robisz?
- Siedzę.
- To widzę! Ale co tam tak klikasz?
- Jak co? Robię zakupy przez Internet!
- A po co?
- O rety, Wiesia. Dziś dyskoteka, trzeba nakupować coś nie
coś na wieczerzę!
- Co racja, to racja. Ale jaka to strona?
- Wielkarzeczpospolita.net. Nu, coś widzę, że sklep
nieczynny.
- A może coś na polnecie nie w porządku?
- Hm... Połączenie normalne... transfer też, 40GB na
sekundę... Może remanent mają w tym sklepie, cy cuś?
- Zostaw to w cholerę, Jędruś. Ja się przelecę do sklepu
pani Jadzi, a ty lepij zjedz obiad.
W chwilę później Jędruś rozkoszował się pomidorówką z
modyfikowanych warzyw i patrzył na kombajny i świecące na
pobliskiej działce reaktory atomowe.
Po niebie przeleciał klucz Huzarów.
- Pikne maszyny... – rozmarzył się Jędrek.
Kiedy zjadł kotlety z afrykańskiej świni przyprawiane
krewetkami, założył beret i udał się w odwiedziny do
Grzesia, który mieszkał koło pobliskiego laboratorium
weterynaryjno - genetycznego. Wszedł do izby, wytarł nogi,
pochwalił Boga i usiadł w kąciku na fotelu.
- Jakież to sprawy cię tu przysyłają, sąsiedzie drogi? –
zapytał Grześ.
- Jak pewno wiesz, dziś we wsi dyskoteka.
- Oj, mówiło się, mówiło o tym jeszcze kilka niedziel temu.
I nawet ksiądz z ambony coś prawił o tych Bojówkach
szatańskich czy coś, że się mogą pojawić we wsi.
- Jakby co, to weźmie się ze strychu starego RKM-a. Został
mi po dziadku.
- Oj, prawda... gdyby rozrabiali to im się pokaże, kto tu
rządzi.
- Ehe. No ale nie o satanistach nie przyszedłem tu gadoć.
Chodzi mi o twoje głośniki. Chcę je pożyczyć na czas zabawy.
- Rozumim. A muzykę masz? Bo jak nie, to kapelę mogę
zwołać...
- Mam, dzisiaj świeżutkie mp3 z Internetu ściągnąłem. Stare,
dobre i swojskie pioseneczki.
- No to piknie. Głośniki trzymam w garażu. Załaduj na
ciągnik i zawieź do domu.
- Aha, jeszcze jedno. Zapytać się chciałem, czy bierzesz
udział w Pięcioboju**?
- Oczywiście, ale to dopiero w lecie.
- Mam nadzieję, że wygrasz.
- A dziękuje bardzo. Do widzenia, sąsiedzie.
- Z Bogiem!
Jędruś podprowadził ciągnik pod dom Grzesia i zapakował
głośniki na przyczepkę. Potem pojechał do domu i podłączył
je do komputera. Kilkumetrowe kolumny stanęły na środku wsi
gotowe do zagrania...
Z wieczora wszyscy zabrali się na wiejskim placu i zabawa
rozpoczęła się na dobre. Jadło było rozchwytywane z minuty
na minutę, a wszyscy dobrze się bawili przy butelce czystej
i muzyce płynącej z głośników. Rytmy techno i disco polo
obiegły wszystkie okoliczne wsie.
Jędruś siedział na sianie nucąc sobie piosenkę „Oj, chmielu,
chmielu”. Próbował patrzeć w gwiazdy, ale widok zasłaniała
mu odległa o 500km Wałęsa Tower. Nie przejmował się tym, co
będzie jutro. Żył chwilą i bawił się równie dobrze jak inni.
Niedługo miało nadejść lato...
---
* Aluzja do wydanego
niedawno rozporządzenia o poruszaniu się po Metropolii
Warszawa prędkością do 250km/h
** Pięciobój to popularne w polskiej wsi zawody, w których
rozróżniamy takie konkurencje jak rzut widłami czy wyścigi
traktorów
Chłopi 2054: Lato
Od
pamiętnej dyskoteki minęło wiele miesięcy. Jędruś zdążył już
wyleczyć kaca i inne przypadłości jakich się nabawił. Dziś
wstał cały w skowronkach. Przecież było piękne lato, a i
sąsiad Marian nie dopominał się o klonarkę, którą
Jędruś pożyczył od niego rok temu.
Szybko
przyodział beret (z wbudowanym noktowizorem i opcją zoom),
spodnie z kevlaru, kamizelkę teflonową, kamasze oraz
rękawice z Orłem Zwycięskim, które otrzymał od znajomego
żołnierza Polskich Korpusów Inwazyjnych.
Wyszedł
z domu i powiedział (to było jego codziennym rytuałem):
- Pikny dzionek dzisiaj!
A echo powtórzyło za nim z przyzwyczajenia:
- Mać, mać, mać....
Zrazu
przypomniał sobie, że dziś we wsi jarmark. Trzeba będzie
odwiedzić, może trafią się jakieś atrakcje, pomyślał. Ruszył
na plac i już znalazł się wśród kramów, straganów i namiotów
z zaopatrzeniem. Nie było jak się ruszyć – z lewa sprzęt AGD
i RTV, a na prawo artykuły spożywcze i militaria. Tył
zagrodził mu szereg Polonezów i Żuków, którymi przyjechali
rolnicy na handel. Idąc przed siebie spostrzegł grupę
przekupek, które plotkowały między sobą. Postanowił się
lepiej przysłuchać rozmowie.
- Pani
kochana, co to się porobiło! Kupić
chciałam baterie jonowo-plazmowe, te takie w paluszku, R 222
czy jakoś tak... No i niech sobie pani wyobrazi że cztery
grosze podrożały!
- Tak, to skandal! Taka nadwyżka cen, bo pewno te nasze
wojsko skupuje te bateryjki w tonach. Im to takie coś na
gwałt potrzebne...
- A mnie nie? To jak ja teraz dojarkę uruchomię? Trzeba
będzie zakupić na zapas, bo jak nasi się tam w Boliwii
rozkręcą to w całej Polsce zabraknie!
- O to się raczej nie musimy martwić... Ale a propos tej
Boliwii, to mój wnuczek dziś ze służby wraca. Nasiedział się
tam parę miesięcy.
- No i co?
- A nic. Rozwalił parę czołgów, postrzelał sobie. Zresztą
mailował do mnie, wysyłał nawet hologram. Mam też trochę
XMS-ów na komórce.
- A słyszały panie, że we wsi się szykuje wesele? – zmieniła
temat stara Dowborowa.
- Naprawdę, a czyjeż to?
- Marysia żeni się z synem Mariana, tym Alojzym czy
jak mu tam...
- A data ustalona?
- Jeszcze nie, chociaż prawdopodobnie zbiegnie się z datą
Pięcioboju.
- To będzie niezłe widowisko.
- To może chodźmy do mnie, obgadamy to sobie i przy okazji
herbaty Pu-erh na wrzody naparzę!
- Świetny pomysł.
Kobiety
rozbiegły się, a Jędruś pokręcił głową i ruszył w głąb targu
z zamiarem kupienia schłodzonego i świeżutkiego nektaru
(czytaj: piwa).
Pan
Młody, Alojzy, syn Mariana, miał razem z ojcem ogromne
gospodarstwo, pole na
2000 hektarów
, jedną elektrownię geotermiczną na Kaukazie oraz domek
letniskowy na Hawajach. Miał zamiar studiować prawo i zrobić
wielką karierę, być może nawet wstąpić do Rady Najwyższej.
Z kolei
panna młoda, Marysia Nowakówna,
dysponowała dużą sumą pieniędzy na koncie, najnowszym
Polonezem Imperatorem, hodowlą modyfikowanych genetycznie
zwierząt domowych oraz pewnymi innymi... gabarytami. Była
studentką inżynierii genetycznej w Nowym Pałacu Kultury i
Nauki w Metropolii Warszawa. Była naprawdę urodziwą i
inteligentną dziewczyną.
No i
zaczęto wyprawiać wesele.
Za wsią
przygotowywano ogromny stół, przy którym miała się rozpocząć
wieczerza. Ponieważ proboszcz wyjechał w interesach
do Torunia w sprawie nowego samochodu służbowego,
ślubu miał udzielić bardzo lubiany na plebanii wikary -
Szymon. Nie było by w tej sprawie nic dziwnego gdyby nie to,
że wikary jest androidem zbudowanym przez NeoTech, a
znaleziony został przez Grześka na złomowisku. Informatycy
ze wsi szybko wprowadzili do jego procesora system „Sacral
XB
01”
, dzięki czemu mógł pełnić funkcję duchownego we wsi.
Nadeszła
godzina 18:00 i wszyscy
zebrali się na miejscu - Grześ, Jędruś, ojciec pana młodego,
Marian, kilka bab i rodzina panny młodej. Koło kaplicy
trwały przygotowania do Pięcioboju, który miał być
uwieńczeniem całej uroczystości.
Pan
Młody ubrany w tweedową marynarkę oraz buty firmy „Glany”
prezentował się nawet nieźle. Panna Młoda ubrana w turkusową
obcisłą suknię (podkreśla kształty, pomyślał Jędruś)
pojawiła się na miejscu.
Po
wszystkich przysięgach i innych gadkach-szmatkach, padło w
końcu sakramentalne „Tak”, jednak nieco zagłuszone przez
przelatującego akurat myśliwca typu „Orzeł”.
Marian
pogroził mu ręką i dodał:
- No jakiem prawem ten samolot po moim niebie lata?!
Potem
był pocałunek, sypanie ryżu i wspaniała uczta, na której
Jędrka złapała zgaga. Po kilku godzinach
wszyscy zebrali się na stadionie, by podziwiać zawody.
Pierwszą konkurencją był bieg
na 200m we wszystkich kierunkach. Ostatecznie zwycięzcą
został Grzesiek.
Następnie rozegrane zostały zawody w pływaniu w oborniku.
Kilku uczestników odpadło w przedbiegach. Grześ był sprytny
i zabrał ze sobą maskę p-gaz, ale jednak przegrał o kilka
sekund z niejakim Edziem zwanym także Kargulem, który
trenował tą konkurencję od dziecka...
Jako
trzecią konkurencje wybrano rzut widłami. I tutaj Grześ
pokazał, że nie ma sobie równych.
Implant mechanicznych kości i sztucznych mięśni bardzo się
przydał. Grzegorz wyrzucił widły na odległość
360 metrów
poprawiając tym samym zeszłoroczny rekord.
Czwarta
konkurencja jest najtrudniejsza: ręczne oranie pola na czas.
- Brony w dłoń! – krzyknął sędzia.
W
Pięcioboju zostało już tylko trzech zawodników: Grześ, Kuba
Nóż oraz jeden z największych sportsmenów we wsi: Arnold.
- Na miejsca, gotowi... start!
I
ruszyli! Grześ dzielnie biegał we wszystkie strony próbując
zaorać jak największą część pola. Arnold gonił za nim jak
dzika świnia, natomiast Jakub złamał sobie bronę o dąb (zez
to przykra rzecz...).
Po kilku
minutach zmagań Grześ pomyślnie zaorał całe pole. Odsapnął
chwilę pod drzewem popijając napojami energetyzującymi
takimi jak: „KOOP” (daje niezłego kopa), „Woda Góralski
Zdrój” (87%) czy „Superman” (skup się, a polecisz).
No i
wreszcie nade(j)szła najbardziej emocjonująca rozgrywka:
wyścigi traktorów. Grześ
i Arnold mieli się zmierzyć w decydującej bitwie. Stawką
były nowe felgi do ciągnika, 1000 złotych i roczny zapas
jajek.
Wystrzał
z pistoletu był znakiem do startu. Grześ w swoim URSUSIE NT
35000, a
Arnold za kierownicą ZETORA XP 2000.
Wszyscy postawili już okrągłe
sumki na faworytów.
- Dałem 200 na Grzesia – powiedział Jędrek do znajomego
rolnika. – To mocny chłop i silny jak tur. Poradzi sobie.
Kiedy
wystartowali Arnold jeszcze przez chwilę „palił gumę”, po
czym ruszył z piskiem opon za Grzesiem. Arnold ostro dawał
po garach. Już po kilku sekundach szedł łeb w łeb z
Grzesiem, a potem jeszcze mocniej przycisnął pedał gazu.
Jedno okrążenie.
Grześ
nadludzkim wysiłkiem próbował wyprzedzić przeciwnika, ale
graniczyło to z cudem. Tym bardziej, że Arnold właśnie
przycisnął czerwony guzik z napisem „nitro”...
Po
drugim okrążeniu wsi, wszyscy zamarli. Oto Arnold rzucił się
na Grzesia swoim ZETOREM próbując go zmiażdżyć! Jednak Grześ
był sprytniejszy. Szybko odbił się od nawierzchni (nowe
amortyzatory) i spadł z hukiem na Arnolda, który wypadł z
ZETORA i zniknął pod wirnikiem kombajnu...
Widownia
oszalała. Grześ został zwycięzcą Pięcioboju!
Po gorących gratulacjach,
wszyscy zaśpiewali jeszcze „Piejo kury, piejo” i zakończyli
dzień pełen emocji i wrażeń.
Jędruś również był wesoły.
Ucieszony powrócił do domu, wszedł pod pierzynę i zasnął.
Za dwa
miesiące miała nadejść jesień...
Chłopi 2054: Jesień
I tak oto we
wsi Jędrusia nastała piękna, polska złota jesień. Grześ
wstał dziś wcześnie, żeby zgrabić liście. Natomiast reszta
wsi bezskutecznie próbowała wyjść z łóżek.
Po długim biciu się z myślami i rozważaniu „wstać czy nie
wstać”, Jędruś sturlał się z łóżka, wypił kawę zbożową i
ubrał się w sweter (wszak wcale dziś ciepło nie było).
-Dzisiaj żniwa. Kupa z tym roboty, a kombajn szwankuje... –
powiedział sam do siebie chłepcząc kawę.
Nie miał dziś ochoty ani na telewizję, ani nie wszedł do
internetu, ani nawet wychodząc z chaty nie powiedział swojej
codziennej formułki.
Czyżby jesienna depresja? Ale dlaczego tak wcześnie?
Wszedł do obory i zaczął krzątać się po kątach. Po chwili
zobaczył w oddali znajomą postać w berecie. Marian.
-Dzień dobry!
-Jak dla kogo – odparł Jędruś.
-A co sąsiad taki zmarnowany?
-Ano tak jakoś... Nic mi się robić nie chce.
-Hmm... To ja może coś sąsiadowi pokaże...
-Ej, ja jestem hetero!
-Nie o tym mówiłem! Chodź ze mną sąsiad do obory.
Weszli. I w tym momencie Jędruś zaniemówił.
Przed nim stał najnowszy produkt NeoTechu o którym wszyscy
prawili we wsi – „Ponury Żniwiarz”.
-Pikna maszyna, co? Był transport do Boliwii, to skubnąłem
jednego z konwoju...
-Kombajn jak malowany. Można się przejechać?
-A proszę...
Jędruś siadł za kierownicą i ruszył na pole. Z niesamowitą
gracją i szybkością zżął całe zboże. I zajęło mu to tylko 15
minut. Na koniec wypalił jeszcze serię z karabinu
automatycznego w okno sklepu pani Jadzi, po czym wylądował
uradowany przed oborą Mariana.
Depresja minęła od razu. Jędruś podziękował Marianowi i
ruszył po ciągnik, żeby zanieść skoszone zboże do
spichlerza.
Spichlerz
był obok rezydencji Sołtysa największą budowlą we wsi.
Dwudziestopiętrowy kolos zrobiony z betonu i tytanu o
pojemności 250000 ton stał dumnie za wsią. Rolnicy wracający
ze żniw załadowali zboże do kontenerów i za pomocą żurawia
wpakowali do magazynu. Jędruś również pozostawił swoje żniwo
w spichrzu i ruszył do domu.
Szybko wszedł na swoją ulubioną stronę
www.wielkarzeczpospolita.net. żeby sprawdzić czy sklep już
działa. Niestety nie. No to wejdziemy na Forum.
Dotychczas Jędrek myślał, że najfajniejsi ludzie mieszkają u
niego we wsi. Po kilku godzinach dyskusji na Forum
zrozumiał, że mylił się bardzo...
Po obfitym
obiedzie Jędruś postanowił się przespacerować. W końcu ile
można siedzieć przed komputerem? Kiedy znalazł się obok domu
Sołtysa coś przykuło jego uwagę. Ujrzał w oddali
najprawdziwszą betoniarkę bojową i robotników, którzy
krzątali się tu i ówdzie. Pod samym zaś domem zebrała się
spora grupka rolników z wyraźną chęcią protestowania.
Jędruś postanowił uważniej przyjrzeć się sytuacji.
-Co tu się dzieje? – zagadnął jednego z farmerów.
-Autostradę przez wieś chcą budować! A 666. A nam się to nie
podoba! Zablokowaliśmy drogę tym całym betoniarkom! O, i
tyle będą budować! – tu rolnik pokazał sławny gest z
olimpiady w Moskwie 1980 roku.
-A co na to Sołtys?
-Nic. Zaszył się w domu i nie wychodzi.
-A co wam przeszkadza ta autostrada?
-Przeszkadza i to dużo. Od razu się tu zjedzie wojsko,
będzie gwar i codziennie nam tu będą przejeżdżać z Warszawy!
To jest spokojna wieś, a nie jakaś stacja benzynowa, żeby
przez nią autostradę budować!
Skoro nikomu dotychczas nie przeszkadzały wybuchy reaktorów
na działce Grzesia i samoloty to autostrada nie powinna im
robić różnicy, pomyślał Jędruś oddalając się od tłumu.
Nie minęła
chwila, gdy wszyscy gdzieś zniknęli. Powód był jeden:
Smutny pan w
garniturze wyszedł razem ze swoim towarzyszem z samochodu.
Wołga nadal miała włączony silnik.
-JBG zgłasza się do bazy. Z cyklu „A to Macierz właśnie”
zajechaliśmy do... Cholera, nie widziałeś jak ta wieś się
nazywa?
Drugi „smutas” pokręcił przecząco głową.
JBG wzruszył ramionami i poprawił legitymację Departamentu
Cenzury. Podszedł do drzwi hacjendy Sołtysa i wcisnął
dzwonek.
Po chwili drzwi skrzypnęły. W drzwiach stanął wystraszony
Sołtys.
-Słucham... panów?
-Mamy pewną sprawę...
Po kilku
minutach Wołga odjechała. JBG zdążył tylko przestrzec
mieszkańców wsi: „Niczego nie widzieliście”.
Sołtysa nigdy nie odnaleziono...
Jędruś
stwierdził, że deprecha całkowicie go opuściła. Rozsiadł się
na fotelu i włączył TV. Przeskakując z kanału na kanał
zatrzymał się na TVP 8. Mógł przysiąc, że na ekranie przez
chwilę mignęła twarz Sołtysa z podpisem: „Odnaleziono
znanego oszusta i łapówkarza”.
Nieco zdezorientowany Jędrek wyłączył telewizor i położył
się koło Wiesi. Zasnął, nie obawiając się nadchodzącej
wielkimi krokami zimy...
Chłopi 2054: Zima
I nastał 22
grudnia. Wieś Jędrusia przywitała się z zimą, choć śnieg
padał już obficie od listopada.
Nikt nie wychodził z domu, mając włączone ogrzewanie i
oglądając pod pierzyną audycje piłkarskie na Macierz Sport
TVP. Nawet Jędruś nie wybrał się na spacer z powodu
nasilających się wiatrów. Wszystko wskazywało na początek
nawałnicy...
Co prawda we wsi z pozostałości autostrady Grześ zbudował
wiatrochron z betonu, jednak nie za bardzo pomagał wobec
siły żywiołu.
Bogatsza cześć wsi wyjechała na Bahamy albo do Ameryki
Południowej, podbitej dwa miesiące temu (niesamowita
atrakcja turystyczna i okazja – do 50% zniżki w LOCIE! Aha –
jedz frytki!).
Czarne chmury
zebrały się nad wsią. Już było widać, że za chwilę
rozpocznie się prawdziwe piekło. Gdzieś skrzypnęły wrota do
obory. Kurek na dachu zakręcił się o 360 stopni.
Chwilę później na ziemię runął niszczący grad, bijąc
niesamowicie o grunt. Następnie potężny wicher uderzył
zewsząd unosząc w powietrze lodowe igły. Wszędzie widoczność
została zatracona, mgła biała jak mleko przykryła okolicę.
Wszystko wyglądał naprawdę strasznie, ale ludzie ukryci w
betonowych domach nie musieli się niczego obawiać. Jędruś
zrobił sobie mocne kakao patrząc na płatki śniegu za oknem.
A już
najbardziej popisał się Grześ. Ponieważ był największym
chwatem i wielbicielem sportów ekstremalnych w okolicy nie
mógł przepuścić takiej okazji.
Szybko odział kamasze z cementu (żeby go nie wywiało),
kurtkę zimową i czapę z nausznikami. Po czym wyszedł z domu
i... ulepił bałwana...
Wichura i
gradobicie trwały bardzo długo, ale na szczęście skończyły
się i nie wyrządził żadnych szkód. Może tylko trochę
Jędrusiowi wgniotło dach w kombajnie. Natomiast bałwan,
niczym posąg Naczelnika, stał dumnie pośrodku wsi.
Minęły dwa dni.
Wszyscy przygotowywali się do Bożego Narodzenia. Jędruś
zamówił już przez Internet choinkę, lampki i jadło na
wieczerzę. Jednak tym razem musiał zrezygnować z kalmarów i
owoców morza z powodu małego debetu na koncie. No, ale ważne
że był karp, zupy i 4 tony opłatków z zeszłego roku.
Kolacja wigilijna u Jędrusia w tym roku składał się z 34, a
nie tak jak wcześniej, z 40 dań, jednak jak już wyżej było
wspomniane – zadecydował o tym brak funduszy.
Oczywiście były również kolędy, alkohol i prezenty. Żona
Jędrusia dostała najnowszą kolekcję zimową z serii „Załóż
jak Ci zimno” oraz nowy okap kuchenny z NeoTechu.
Natomiast Jędruś kolekcje płyt Ziomals Attack (jego ulubiony
zespół) i modem z najnowszą opcją Neostrady (6 GB!).
-Zawsze o takim marzyłem! Nareszcie będę mógł ściągnąć pełną
wersję Lwów Macierzy!
Po jakże miłym dniu, najedzony Jędrek zasnął. A śniły mu się
ciepłe kraje...
Wstał rano i
wyjrzał przez okno. Już miał powiedzieć „Jaki piękny dzionek
mamy dzisiaj!” , ale zamilkł. Za oknem nie zobaczył niczego
prócz bieli. Wyszedł z domu i ujrzał 3-metrową warstwę
śniegu pokrywającą całą wieś. Z niemałym trudem przebił się
przez lodowaty śnieg i dotarł do chaty Grzesia.
Szybko ustalili co mają zrobić. Grześ dokopał się do swojego
hangaru.
Wyjechał potężnym spychaczem zgarniając połacie śniegu z
drogi. Jędruś wskoczył do drugiej maszyny i rozpoczęło się
wielkie odśnieżanie trwające dobrą godzinę.
Wrócił do domu
zmordowany. Szybko wziął gorący prysznic i klapnął leniwie
na kanapie, będąc bardzo ucieszonym, że nie będzie już
bohaterem tego popranego cyklu :)
KONIEC
|