Piłka nożna w wydaniu reprezentacji Macierzy. Temat ten zaczyna być już nudny. Wciąż bowiem słychać albo o wspaniałych jej sukcesach, które przejadły się już wszystkim lata całe temu, albo też o rozpaczliwych próbach wprowadzenia takich zmian w przepisach, by inne reprezentacje choć przez kilka minut potrafiły ustać na murawie w towarzystwie naszych reprezentantów jak równi z równymi. To jednak też już nudne jest, jako że każda taka próba jest bezlitośnie wręcz demolowana przez wrodzony talent i fenomenalne wyszkolenie techniczne naszych orłów.
Nic więc dziwnego, że kolejny mecz reprezentacji Macierzy nie zapowiadał się jako szczególnie emocjonujące widowisko. Zwłaszcza, że przeciwnik, reprezentacja Stolicy Apostolskiej w Wadowicach, do potentatów światowego footballu nie należy, a jej największa gwiazda, kardynał Kowalski dopiero dochodzi do siebie po operacji wstawienia sztucznego stawu biodrowego (zarówno z tego powodu, jak i z okazji zbliżających się jego osiemdziesiątych urodzin, redakcja serwisu www.wielka.net składa mu najserdeczniejsze życzenia). Nikt więc nie mógł się dziwić, że na potężnym, znajdującym się mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Warszawą a Wadowicami, stadionie w Kielcach zjawiła się zaledwie pięćdziesięciotysięczna garstka najbardziej zagorzałych fanów footballu. Gdy jednak zabrzmiał pierwszy gwizdek...
- Kruca – cmoka z niezadowoleniem kapitan reprezentacji Macierzy Grzegorz Zima. – To że coś jest nie tak zrozumieliśmy już w pierwszej minucie, kiedy na bezchmurnym dotąd niebie pojawiła się mała chmurka, z której jak nie pierdyknął piorun, roznosząc na strzępy piłkę, która właśnie wędrowała do pustej wadowickiej bramki.
Potem był już tylko ciekawiej. Wiejący z siłą około stu kilometrów na godzinę i po pierwszej połowie zmieniający o sto osiemdziesiąt stopni kierunek wiatr, który uniemożliwiał sklecenie naszym choćby jednej ofensywnej akcji, opady śniegu, tworzące na połowie rywali wysokie defensywne zaspy i grad wielkości kurzych jaj, który spadł na naszym polu karnym akurat w momencie, w którym po jedynej ofensywnej akcji wadowiczan nasz bramkarz wychodził do prostej wydawałoby się piłki. Jemu również życzymy powrotu do zdrowia.
Nic dziwnego, że po końcowym gwizdku na tablicy widniał wynik 1:0 dla gości spod Krakowa. A cała piłkarska polska zaczęła zadawać sobie pytanie, czy aby na pewno wszystko odbyło się całkowicie fair.
Jak podają dobrze poinformowane źródła, papież Jan Paweł IV w przesłanym po meczu Naczelnikowi Państwa Polskiego liście wyraził ubolewanie z powodu „niektórych dziwnych zjawisk, które mogą budzić pewne nieznaczne, acz całkowicie nieuzasadnione, wątpliwości, co do uczciwości meczu”. Te same źródła informują również, iż Naczelnik odmówił ustosunkowania się do niniejszego listu i czeka na telefon z przeprosinami od bezpośredniego przełożonego Jana Pawła IV, z którym ma zamiar poruszyć problem uczciwości w polskiej piłce.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:9.3 | oddanych głosów:55)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.