Czy amerykański przemysł jest w stanie wyprodukować coś, co przyda się w Polsce? Aby odpowiedź była twierdząca, sporo trzeba się nagłowić. Na myśl przychodzi co najwyżej bielizna jednorazowego użytku (producent twierdzi że rozsypuje się podczas zdejmowania i służyć może za erotyczny gadżet, jednak niezależne testy wykazały, że podczas zdejmowania często nie ma się już co rozpadać) oraz powycinana dynia ze świeczką w środku (używana przez polskich sklepikarzy do pozbycia się części grabu budżetowego, wiadomo że nikt takiego czegoś nie kupi i trzeba będzie wyrzucić).
Jednak niedawno LOT udowodnił, że przydać się może i samolot. Jak do tego doszło? Otóż po ostatnim zakupie Amerykanie stwierdzili, że są w stanie stworzyć coś własnego i niepowtarzalnego, co w Polsce nigdy by nie powstało. Taką ofertę LOT oczywiście przyjął z zamkniętymi oczyma i otwartymi rękami, hojnie finansując prace nad projektem oraz prototypem.
- Pozostawiliśmy oczywiście Amerykanom pełną niezależność i swobodę działań, wiedząc że wynik przejdzie nasze najśmielsze oczekiwania - zarzeka się przedstawiciel linii lotniczych.
Tak powstał The Original American Marzenioliniowiec, łączący najlepsze rozwiązania z amerykańskich samolotów pasażerskich ostatniego dwudziestolecia. W jakim celu? Jak tłumaczy prezes LOT:
- To oferta dla przeznaczona fanów lotnictwa chcących zobaczyć jak lata się w innych krajach. Samolot jest w stu procentach amerykański, dokładnie taki jak te które latają za oceanem. Jedyną modyfikacją było zamontowanie systemu "Pogarda śmierci", jednak dzięki naszym inżynierom udało się go zminiaturyzować tak, by był niewidoczny. Zdajemy sobie sprawę, że wiele osób chcących przelecieć się takim pojazdem po prostu boi się skorzystać z usług amerykańskich linii lotniczych. Doskonale to rozumiemy i mamy nadzieję, że w najbliższej przyszłości LOT dostarczy im niesamowitych wrażeń bez obaw o bezpieczeństwo.
Czy jednak tak się stanie? Pierwszy polski samodzielny rejs Marzenioliniowca nie doszedł do skutku z powodu usterki. Nie jest tajemnicą, że amerykańskie samoloty nie byłyby w stanie dolecieć do Polski o własnych siłach i transportowane są... polskimi samolotami. Rozwiązanie to stosować można także w razie awarii. Jak mówi jeden z niedoszłych pasażerów:
- To było do przewidzenia. Komplet pasażerów - czy Marzenioliniowiec w ogóle jest w stanie wzbić się w powietrze z takim obciążeniem? Przecież w Stanach mało kogo stać na latanie. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, z radością wydam pieniądze na kolejny bilet. Muszę też przyznać, że LOT jak zawsze wyszedł z twarzą - samolot wystartował o czasie, tyle że podwieszony do innego. Niby to nie to samo, ani wibracji, ani warkotu silników, ale zawsze coś odmiennego od zwykłego rejsu, choćby dzięki temu surowemu wnętrzu. No i odpadnięcie tylnej części w połowie drogi... naprawdę nie było zaplanowane? To dlaczego tuż po nim puszczono piosenkę "Lataj jak Wrona, ląduj bez ogona"?
Jak twierdzą przedstawiciele LOT, wszystkie usterki są naprawiane na bieżąco przez mechaników sprowadzonych z Ameryki. Chodzi o to, by zachować jak największy realizm:
- Samolot po prostu musi co jakiś czas się psuć. Jakby naprawiliby go nasi specjaliści, to działaby bez zarzutu i pasażerowie mogliby czuć się zawiedzeni brakiem losowych niespodzianek.
Polub to:
Podziel się:
Aby ocenić, kliknij odpowiednią gwiazdkę (średnia ocena:8.8 | oddanych głosów:13)
Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 2.5 Polska.