PAMIĘTNIK CZOŁGISTY
anonimowego
żołnierza Polskich Korpusów Inwazyjnych
część X by Yoghurt
1
VIII 2052
czwartek
No ba, służba w PKI nie jest lekka.... Tylko wróciliśmy z
USA, a tu już rzucają nas do walki z faszystami. Jak się okazało,
odbiorniki w Ameryce odbierają za słabo nasze nowoczesne fale
FHU i dotarły do nas wieści sprzed tygodnia- konflikt z Rzeszą
Niemiecką jest już w zaawansowanym stadium. Chłopaki od
przedwczoraj szturmują Hamburg i Berlin, a my właśnie jesteśmy
kwaterowani w garnizonie w Świnoujściu. Jak głosi plotka,
ruszamy już za 3 dni, więc mamy mało czasu na odwiedziny
rodzin.... Ja to mam pół biedy, bo moje słonko mieszka w
stolicy, ale np. taki Tyciu to ma rodzinę w prowincji
mongolskiej...
2 VIII 2052
piątek
Ach, odwiedziłem stolicę. W lecie zaprawdę Warszawa jest
przepiękna. Przepiękna jest o każdej porze roku, ale latem
przekracza wszystkie normy przepiękności. Słońce przemykające
pomiędzy dwukilometrowymi Dwoma Wieżami- fortecy, gdzie
znajduje się sztab główny armii oraz siedziba samego
Naczelnika... I ta urokliwa starówka, dziś jak nigdy najeżona
wyrzutniami rakiet balistycznych.... Jakoż pięknie komponują
się te wyrzutnie zgromadzone wokół majestatycznie górującego
nad połową miasta Królem Zygmuntem na złotym ośmiusetmetrowym
cokole. I jakoż prześlicznie wpasowali się chłopcy z pelotu,
którzy ustawili swe działka i SAMy tuż obok patriotycznie
kierującego swą szablę na Rzeszę Kilińskiego. I czyż nie
poraża swym ogromem Wisła, która jest synonimem dla słowa „nieskazitelna
czystość” dla ekologów na całym świecie. Ja i mój
kwiatuszek podziwialiśmy na brzegu tej przewspaniałej rzeki
przepływające krążowniki i pancerniki, udało nam się nawet
dostrzec eskadrę naszych myśliwców lądujących na zaokrętowanym
w Warszawskich Dokach Lotniskowcu. Właśnie dzięki takim
chwilom jestem niezmiernie dumny z tego, że jestem Polakiem,
obywatelem IV Wielkiej Rzeczypospolitej.
3 VIII 2052
sobota
Ostatni dzień przepustek. Czule pożegnałem mą lubą i
przyrzekłem przywieźć jej z Niemiec jakąś pamiątkę, tak
jak z USA przywiozłem jej turban kanadastańczyka. Wsiadłem do
zaparkowanego przed domem czołgu, w którym siedziała już
prawie cała załoga (poza Tyciem, który jeszcze nie doleciał z
Mongolii) i ruszyliśmy w kierunku naszych baraków w Świnoujściu.
4 VIII 2052
niedziela
Dotarliśmy z rana do naszej kwatery, ale okazało się, że bazę
przeniesiono na przedmieścia Berlina- w ciągu niecałych 5 dni
front niemiecki przesunął się pod samo gniazdo faszyzmu i
zbrodni- pod stolicę IV Rzeszy. lepiej dla nas- oszczędzamy
rafinowany pluton w naszym „Twardym”. Ach, do załogi dołączył
Tyciu, przywożąc nam z Mongolii doskonały spirytus pędzony na
tamtejszym piasku. Walimy do nowej kwatery.
5 VIII 2052
poniedziałek
Gdy przybyliśmy na miejsce, ujrzeliśmy naprawdę krzepiący
widok- stolica wszelkiego zła płonęła żywym ogniem, a co
jakiś czas biegały po ulicach żywe pochodnie, po kolejnych
wybuchach bomb zapalających „Szymborska” (nazwanych tak od sławnej
noblistki, która przypadkiem podczas pisania kolejnego wiersza
uległa rzadkiemu zjawisku- samozapłonowi ciała, dzięki czemu
ochrzczono jej nazwiskiem bomby zapalające. Chodziły plotki, ze
to jej mąż oblał ją benzyną i podpalił, ale wolimy
utrzymywać tą pierwszą wersję, aby znów nie pisać tony
papierków o zmianę nazwy dla naszych śmiercionośnych
zabawek...). Wystrzeliliśmy jedną salwę pod wieczór, ze
wszystkich dział czołgu, tak profilaktycznie. Po prostu wydała
mi się podejrzana ta jedna jedyna budka telefoniczna stojąca pośród
rumowiska. Krater o średnicy 30 metrów w miejscu gdzie stałą
upewnił mnie w przekonaniu, że niecne plany tej budki zostały
pokrzyżowane! A jutro? Jutro ruszamy na Reichstag!
by Yoghurt