PAMIĘTNIK CZOŁGISTY
anonimowego
żołnierza Polskich Korpusów Inwazyjnych
część VII by Yoghurt
9
VII 2052
wtorek
Nasz pluton czołgów (pod moim dowództwem rzecz jasna)
wyruszył wreszcie na północ. Dzięki ulepszonemu i
podrasowanemu silnikowi nasze wspaniałe jednostki pancerne
potrafią jeździć z prędkością, której nikt by się po nich
nie spodziewał. Niechcący zniszczyliśmy po drodze kilka tych
śmiesznych kartonowych pudełeczek, które amerykanie zwykli
nazywać domami... Te amerykańskie budownictwo to naprawdę
gówno jakieś! Nie to co nasza solidna polska architektura z
betonu i cegły, o nie! To wszystko jest z papieru, styropianu i
cegieł tak lekkich, że można sobie nimi żonglować jak
piłeczkami tenisowymi... Ja się nie dziwię, ze im zawsze te
cholerne huragany i trzęsienia ziemi te „domy” niszczyły...
No, ale nieważne. Spiesząc się po prostu się nie
patyczkowaliśmy, tylko waliliśmy na przełaj przez, jak to
mówią, suburbia. Mimo przejechania przez środek salonu
jakiegoś domu, rodzina tam mieszkająca nie dość że się nie
przejęła zniszczeniami... Mało tego! Ogrodzili, jak się potem
dowiedziałem, żółta taśmą całą naszą drogę przez ich
dom- od ściany południowej do północnej przez kuchnię i
salon. I jeszcze mało tego! Założyli miejscowe muzeum PKI!
10 VII 2052
środa
Straciliśmy łączność z północnym garnizonem korpusu
Marines, który bronił najdalej wysuniętego przyczółka na
granicy z Kanadastanem. Wyruszyliśmy tam natychmiast.
12 VII 2052
piątek
Dotarliśmy na granicę z Kanadastanem. To co tam zobaczyliśmy,
zaszokowało nas... Mimo, że byliśmy elitą PKI, prawdziwymi
weteranami, awangardą wspaniałej armii i postrachem wrogów
Rzeczpospolitej, to co tam ujrzeliśmy przeraziło nas! Tyciu
zacisnął zęby i wycedził przez zęby jedno słowo:
”skurwysyny!”, Syf puścił wiązankę przekleństw zaś
Wojtek ... Wojtek jak zahipnotyzowany patrzył na rzeź. Ja
także. Zszokowany popełniłem błąd- wyszedłem z czołgu, aby
się temu przyjrzeć...
To co zobaczyłem, napawało mnie odrazą do tych sukinsynów, do
tych pieprzonych fanatyków... Wszędzie walały się ludzkie
szczątki- a to potknąłem się o czyjąś rękę, a to
nadepnąłem na czyjąś wątrobę... Poobcinane głowy
dowódców garnizonu Marines złowieszczo sterczały nad polem
bitwy, spoglądając na nie martwym wzrokiem z pobliskiego
wzgórza... Gdy wskoczyłem do okopu, w którym niecałe dwa dni
temu znajdowało się dowództwo korpusu amerykańskiego,
chlupnęło mi pod stopami.. Stałem po kostki we krwi. W swej
długiej karierze w wojskach PKI nie widziałem nigdy czegoś
podobnego. Co było bardziej przerażające- Kanadastańczycy nie
zbierali poległych. Ciała TYSIĘCY ich żołnierzy walały się
po całym polu bitwy, gnijąc w promieniach słońca...
Umorusany w krwi wróciłem do czołgu i zameldowałem dowództwu
o powodzie zerwania transmisji z garnizonem amerykańskim.
Potem zaś spojrzałem na twarze chłopców ze swego plutonu.
Dostałem pod komendę żółtodziobów, więc ich reakcje były
przeróżne- inni stali jak wryci patrząc na rzeź, inni
wymiotowali, jeszcze inni oddawali honory poległym żołnierzom
amerykańskim a inni rzucali kurwami pod adresem fanatyków
religijnych...
Wygłosiłem krótką przemowę- mówiłem o zemście i innych
pierdołach, które były odpowiednie w takiej sytuacji, po czym
wszyscy wsiedliśmy do maszyn (po reformie wojskowości pluton
pancerny składał się raptem z 6 czołgów „Twardy”) i
pytając dowództwo o namierzenie posuwających się do przodu
wojsk kanadastańskich ruszyliśmy za nimi w pościg. Okazało
się, że zmierzają nad jezioro Michigan...
14 VII 2052
niedziela
Dogoniliśmy sukinkotów o piątej rano. Syf z pianą na ustach
pędził naszym czołgiem, wykorzystując rezerwy energii
atomowej naszego silnika. Wszyscy z naszego plutonu wpadli w
szał bojowy, gdy zza wzgórza wyłonił się dywan turbanów i
bród. Dzieliło nas parę godzin drogi od Chicago, gdy
rozpoczął się odwet za korpus Marines... Pierwsze paruset
fanatyków zginęło od dwóch salw ze wszystkich luf naszych
czołgów, kolejnych parędziesiąt nie zdazyło wstać ze swoich
dywaników, na których odprawiali modlitwy... Wiem, ze nie było
to byt uczciwe zaskakiwać ich w trakcie porannej modlitwy, ale
wtedy nie przejmowaliśmy się takimi drobiazgami.
Gdy pierwsze zaskoczenie minęło, Kanadastańczycy próbowali
stawić czynny opór... Szkoda że nic z tego nie wyszło, bo
jedne co mogli zrobić, to ginąc pod naszymi gąsienicami i od
naszych pocisków. Gdy zobaczyłem jak jeden z tych kretynów
ściąga z pleców Kałasznikowa, nie mogłem powstrzymać
śmiechu! Kałasznikowy wyszły z użycia nawet przez
najbiedniejsze kraje już w 2008. A ten kretyn nie dość, że
pierwsze dwa magazynki wystrzelał obok naszego czołgu (
niebagatelnych w sumie rozmiarów) to jeszcze z okrzykiem
„OOOOSAAAAMMAAAA” na ustach po prostu rzucił nam się pod
gąsienice..
Jeden z naszych czołgów został poważnie uszkodzony, gdy
pojawił się elitarny oddział fanatyków-samobójców w
czerwonych turbanach. Dwunastu z nich, rzucając się
jednocześnie na niego, wysadzili się w powietrze, powodując
urwanie lusterek wstecznych i poważne uszkodzenia pierwszych 3mm
z 2metrowej czołowej płyty pancernej. Byłem zszokowany
skutecznością tego ataku- teraz chłopaki będą mieli
trudniejszy manewr wyprzedzania i parkowania bez lusterek
wstecznych.
Mózgi, krew i kawałki kości pokryły całe nasze czołgi po
tym niemal półgodzinnym boju... Bilans strat po naszej stronie
wynosił dwa lusterka wsteczne, jeden toster i jedną ozdobną
futrzaną antenkę radiową. Po stronie Kanadastanu nasi eksperci
oszacowali (plus minus dwa tysiące- trudno doliczyć się w
ilości ciał z rąk, nóg, oczu, nerek i innych części ciała
rozrzuconych w promieniu 3 kilometrów) że po stronie
Kanadastanu zginęło około 40 000 fanatyków, a około 5 000
uciekło spowrotem na północ przegrupować się. Chcieliśmy
ich ścigać, ale dowództwo widząc zdjęcia satelitarne z pola
bitwy stwierdziło, że wystarczająco pomściliśmy tych 700
dzielnych Marines (doliczyli się ciał po 3 dniach), którzy
bronili się do ostatniego.
Za doskonałe dowodzenie w bitwie otrzymałem od naszego
dowództwa Krzyż Dowódczy II klasy, moja załoga po Orderze
Wspaniałego Zwycięstwa zaś reszta chłopaków z plutonu nie
dość, że otrzymała Order Chrztu Bojowego (w pierwszym boju
wykazali się niesamowicie) to jeszcze ci z innych jednostek
zaczęli patrzyć na nich jak na weteranów... Przy okazji
dostałem jakieś 6 orderów od dowództwa amerykańskiego, ale
po powrocie do kraju oddałem je do przetopu na cele militarne IV
RP.
by Yoghurt